Galeria MS Muzeum Stanisława Staszica w Pile

Andrzej Różycki

Andrzej Różycki

Andrzej Różycki (ur. 1942 w Baranowiczach) – fotograf, filmowiec i teoretyk fotografii. Członek ZPAF od 1966, od 2002. Członek honorowy odznaczony złotą odznaką ZPAF. W latach 1961-1966 studiował na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, a w latach 1969-1975 na Wydziale Reżyserii PWSFTviT w Łodzi, gdzie następnie był wykładowcą. Od 1964 członek grupy „Zero-61”. W latach 70. był jednym z członków założycieli Warsztatu Form Filmowych, działającego w Szkole Filmowej w Łodzi. W latach 70. i 80. współpracował z Wytwórnią Filmów Oświatowych w Łodzi, gdzie zrealizował kilkadziesiąt filmów dokumentalnych, głównie o tematyce etnograficzno-antropologi- cznej. Zrealizował wiele indywidualnych i zbiorowych wystaw fotograficznych, m.in. „Fotografia subiektywna” (Kraków 1968), „Fotografowie poszukujący” (Warszawa 1971), „Chodzę swoimi drogami” (Kraków 2004). Ostatnia z ważniejszych wystaw indywidual- nych: „Fotografia nostalgiczna” (Łódź 2005). Od kilkunastu lat swoją twórczość określa mianem fotografii sakralnej. Od czasu wystawy obiektów fotograficznych „W hołdzie ś.p. fotografii analogowej” zwykł określać się mianem fotozofa. W 2010 odznaczony został medalem „Gloria Artis” w uznaniu pracy twórczej. Prace Andrzeja Różyckiego znalazły miejsce między innymi w kolekcjach Muzeum Fotografii w Krakowie, Muzeum Sztuki Współczesnej w Łodzi, Muzeum Narodowego we Wrocławiu, Muzeum Okręgowego w Toruniu, Muzeum Kinematografii w Łodzi, Galerii Wymiany w Łodzi oraz w kolekcji prywatnej Dariusza Bieńkowskiego.

Wystawy

Box Sanctum

Fotografia, w tym fotografia artystyczna (co nas najbardziej interesuje), jest uwiązana i uzależniona prawie całkowicie od narzędzi rejestrujących - aparatów fotograficznych. Cóż, takie są uwarunkowania technik mechanicznego zapisu. Fotografia była pierwszą sztuką, która zaczęła posługiwać się narzędziem rejestrującym rzeczywistość metodą mechaniczną. Tym samym popełniła grzech pierworodny - pokutujący do dziś i zaszczepiany nowym technikom mechanicznych zapisów. Jak ten grzech nazwać i zdefiniować? Kłopot w tym, iż jest on bardzo złożony wieloskładnikowy. Jest w nim i pycha, i ślepa wiara w obiektywne możliwości języka fotografii, a nade wszystko powszechne przekonanie, że właściwie przelany na papier kadr jest dziełem sztuki. Brr...

Groźniejszym jednak wydaje się fakt wyręczania się techniką w procesie twórczym. Zapanowała powszechna moda na traktowanie tych mechanicznych narzędzi jako wyłącznego panaceum na tzw. „wypowiedź artystyczną”. I to stało się „przestępstwem” nagminnym: rozpowszechnienie arogancji i przekonania, że z pomocą tego narzędzia można wykonać każde zadanie, którego efekt na domiar wszystkiego można bezkarnie etykietować „sztuką”.

Wróćmy do fotografii. Postęp inżynieryjny w doskonaleniu narzędzi rejestracji mechanicznej nieustannie wzrasta. Aparaty fotograficzne mogą już bardzo wiele, niekiedy wyręczają człowieka w realizacji zdjęć. Niech więc artysta w zamian za to skupi się wyłącznie na twórczym myśleniu. Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że zaproponuję artyście, by zaoszczędzony dzięki nowym technologiom czas poświęcił na rozważania duchowe. Do pewnego stopnia byłby to ukłon czy wręcz hołd dla wspaniałości narzędzia, którym pracuje. Przy okazji artysta może spojrzeć na to narzędzie twórczej pracy z innej perspektywy. Urządzenie rejestrujące może zapisać zło, dobro, wspaniałość czy chociażby piękno. Najlepiej - piękno duchowe. Można więc ów mechaniczny instrument uczynić narzędziem spolegliwym i przyjacielskim, powiernikiem swoich skrytych, intymnych planów czy wspólnikiem projektów i marzeń twórczych.

Najwcześniejsza nazwa aparatu fotograficznego to box. Nazwa była nader trafna i bardzo adekwatna do tego, co w sobie krył ten box w momencie fotograficznych rejestracji. A chowało się w tej skrzyneczce jednocześnie coś z ducha, coś naonczas mocno tajemniczego! Z drugiej strony box skrywał fizyczny materiał światłoczuły. Należę zdecydowanie do tych twórców, którzy wierzą, że w momencie robienia zdjęcia „więzi się” wycinek rzeczywistości, a tym bardziej osobę, która znalazła się w kadrze.

Nie będę ukrywał, iż w sztuce poszukuję przede wszystkim wartości duchowych. Tego oczekuję także od innych. Od siebie wymagam jeszcze więcej. Uważam, że twórczość winna powstawać jak najbliżej sfery sakralnej. Brać z niej i oddawać możliwie najwięcej. Obecna wystawa jest kolejną z serii moich rozważań w duchu fotografii sakralnej. Nawiązuje bezpośrednio do mojej wystawy w Łodzi w 2009 r. „W hołdzie śp. fotografii analogowej”. Były tam przedstawione obiekty zbudowane z aparatów i części sprzętów fotograficznych. Zero zdjęć. Również z okazji tamtej wystawy ukułem pojęcie określające własną postawę twórczą (a także wielu rozważań historycznych i teoretycznych) i objąłem ją nazwą fotozofia. Staram się być konsekwentny w swoich rozważaniach i działaniach artystycznych.

Obecnie „dekoruję” owe aparaty, części i sprzęty fotograficzne obrazkami dewocyjnymi (box / aparat fotograficzny jest sam w sobie niezmiernie fotogeniczny szczególnie gdy jest zdekompletowany). Ozdabiam i zderzam postacie świętych z aparatami, ponieważ jedne i drugie mają w sobie podobną kolorystykę (posiadają dużo złota i srebra). Aparaty mają także dużo czerni, a to dobrze współgra z kolorem szat postaci świętych. A tak naprawdę, to ja sam pragnę poprzez tę wystawę oswoić się z myślą, że box / aparat należy próbować postawić w nowej, godniejszej sytuacji instrumentu - memento, która narzuca procesowi twórczemu pierwiastek duchowy. Czy odbiorcy wystawy będą myśleć podobnie tego jeszcze nie wiem. Ale daj Boże! Andrzej Różycki

© 2024  |  Muzeum Stanisława Staszica w Pile